Początek
Od czegoś trzeba zacząć, a najlepiej od początku. Początkiem jest dzieciństwo, narodzin nie pamiętam.
Jakie było?
Spokojne, udane, w ciepłym gronie rodzinnym. Preferowałam babciną troskę i nadopiekunczość niż chłód i sztywność mojej Matki. Babcia była moim przyjacielem, ostoją i najważniejszą osobą w tamtym czasie. Spędzałam najwięcej czasu z nią. Rodzice i dziadek byli aktywni zawodowo a my we dwie miałyśmy czas dla siebie. Pomagałam babci "gotować", robiłam z nią pranie, chodziłam do sklepu. Pamiętam sceny, nie pamiętam aktorów. Sklep spożywczy, pralnię z maglem. Pamiętam opowieści o sąsiadach, o naszym głównym najemcy, o Jadźce, o adwokacie i jego rodzinnej tragedii. Pamiętam wnuki naszego sąsiada, z którymi szalałam przez całe lato. Nie jestem w stanie wygrzebać z pamięci ich twarzy, imion.
Pamiętam burze, i następujące po nich problemy energetyczne, pamiętam znalezionego przed furtką "pioruna“... Miałam go jeszcze do niedawna w swoich dziecięcych skarbach, ale niestety zaginął podczas którejś z licznych przeprowadzek.
Pamiętam wielkie przedświąteczne porządki, trzepanie pierzyn, wietrzenie poduszek, urok starych, wypłowiałych bombek wieszanych na drzewku bozonarodzeniowym. Pierwszy śnieg i babcine opowieści o tym, że to w niebie aniołki pościele trzepią.
Pełna beztroska i poczucie bezpieczeństwa.
Później świat stanął na głowie po raz pierwszy. Miałam siedem lat i byłam dzielnym pierwszakiem. Do szkoły odprowadzała mnie najczęściej Mama, odbierała Babcia albo Dziadek, który przeszedł na zasłużona emeryturę. Ta szkoła była ciekawym przeżyciem, chociaż dane mi było spędzić w niej tylko pół roku. Jak przez mgłę pamiętam Moją Panią, największy autorytet i obiekt pożądania wszystkich w klasie. Każdy chciał zaistnieć w jej oczach i zasłużyć na ciepłe słowo, miły gest. Byliśmy banda lizusow. Z perspektywy czasu, to straszne.
W połowie pierwszej klasy nastąpiła przeprowadzka. Z mieszkania w domu szeregowym w starej dzielnicy mojego miasta przenieśliśmy się na nowe osiedle z wielkiej płyty. Rodzice wylosowali mieszkanie trzypokojowe na trzecim piętrze. Największy z pokoi zajęli oni, średni Dziadkowie, najmniejszy stał się moim królestwem. Byłam szczęśliwa i dumna, że mam swój własny pokój. Nie przeszkadzała mi paskudna zielona wykładzina, ani stare meble. Miałam własne królestwo. Rodzice obiecali mi własne zwierzątko, naiwnie liczyłam na cudnego psa, ale niestety na to musiałam jeszcze długo poczekać. Dostałam pierwsze w życiu akwarium i rybki.